Filmowi bliżej jest bowiem do dzieł Chrisa Cartera ("Millennium", "Z archiwum X") niż słynnego obrazu Williama Friedkina. Ci, którzy będą o tym pamiętać, zostaną mile zaskoczeni.
Trochę pechowo "Ostatni egzorcyzm" promowany jest na świecie jako horror satanistyczny. Pewnie dlatego część widzów wychodzi z kina rozczarowana. Filmowi bliżej jest bowiem do dzieł Chrisa Cartera ("Millennium", "Z archiwum X") niż słynnego obrazu Williama Friedkina. Ci, którzy będą o tym pamiętać, zostaną mile zaskoczeni, bowiem "Ostatni egzorcyzm" to naprawdę kawał niezłego kina.
Obraz Daniela Stamma został zrealizowany według bardzo teraz modnego formatu zdjęć autentycznych. Rzecz zaczyna się jak rasowy dokument. Nie, "Ostatni egzorcyzm" wcale nie przypomina filmu dokumentalnego, on naprawdę nim jest. Twórcom udało się stworzyć iluzję prawdy, kiedy przedstawiają nam Cottona Marcusa, pastora mającego talent do estradowych występów. Od dziecka przygotowywany do roli natchnionego kaznodziei, potrafi tak zamotać słuchającym go w głowach, że będą krzyczeć "amen", nawet podczas recytowania przez niego kulinarnego przepisu. Jednak Marcus jest kimś więcej niż tylko pastorem i kaznodzieją – jest także protestanckim egzorcystą. A raczej takie sprawia wrażenie, bowiem po kryzysie wiary przestał w diabła wierzyć. Teraz zamiast wypędzać demony odprawia szopki z przekonaniem, że iluzja, którą karmi niby opętanych, naprawdę im pomoże. I rzeczywiście tak jest... do czasu.
Wraz z ekipą dokumentalistów wybiera się na farmę Sweetzerów, gdzie ponoć młodziutka Nell jest najnowszą zabawką szatana. Pewny siebie Marcus wykorzystuje swoje aktorskie umiejętności i z pomocą kilku gadżetów i prostych sztuczek odprawia egzorcyzmy. Jednak ozdrowienie dziewczyny jest chwilowe. Jej zachowanie szybko przekracza wszystko, czego do tej pory Marcus był świadkiem. Zdarzenia zaczną przybierać taki obrót, że samozwańczy cynik stanie przed koniecznością zweryfikowania swych przekonań.
Stamm znakomicie dawkuje fakty, sprawiając, że co chwilę jesteśmy zmuszeni wraz z bohaterami do zmiany naszych sądów. Czy Nell jest naprawdę opętana? A może to przypadek psychiatryczny? Gdy już wydaje się, że znamy odpowiedzi na te pytania, sytuacja zostaje wywrócona do góry nogami. Można się poczuć, jakby się oglądało finał Wimbledonu z tą wszakże różnicą, że zamiast piłek tenisowych serwowane są argumenty. Aż żal, że na miejscu Marcusa nie ma Scully i Muldera.
Jedyną wadą "Ostatniego egzorcyzmu" jest zakończenie. Stamm zdecydował się na wyjaśnienie widzom sytuacji. W filmie, którego siłą jest niejednoznaczność, to zagranie bardzo ryzykowne. I rzeczywiście "Ostatni egzorcyzm" zostaje mocno osłabiony, ale mimo wszystko obronił się przed upadkiem. Twórcy ułożyli dobre fundamenty, dzięki czemu film pozostał satysfakcjonującą rozrywką.
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu